Wiadomo, że pewne kraje lub rejony mają swój model odpraw, zgłaszania się, wnoszenia opłat. Powinieneś do tego się dostosować, nikt dla Ciebie nie zmieni przyzwyczajeń, a jeżeli zrobisz coś złego z niewiedzy, uznają Cię za cwaniaka i oszusta. Zakładam, że nim nie jesteś i nie uciekasz celowo bez płacenia. Oczywiście w pierwszej kolejności należy znać przepisy portowe i zasady danej mariny.
Wiele cennych informacji znajdziesz w locjach Imraya (a odnośnie do bałtyckiego wybrzeża – w przewodnikach Jurka Kulińskiego). Przed rejsem możesz też zerknąć do internetu; większość portów ma strony, a na nich regulamin. Niektóre przepisy trudno traktować poważnie, jak np. nakaz wacht portowych w marinie Gdynia, ale ogólne zasady,komu należy zgłosić wejście, kto przydziela miejsce przy kei, ile to kosztuje – znajdziesz. Jeżeli masz z tym kłopot, to przestrzegasz kilku reguł. Zanim wpłyniesz, dobrze jest upewnić się, że wolno Ci to zrobić. Na przykład w Szwecji istnieje sieć marin Gasthamn z logo z kotwiczką, gdzie są miejsca dla gości, ale są też mariny klubowe „tylko dla swoich”. Zatrzymanie się tam bez zaproszenia członka jest wielkim faux pas. Oczywiście nikt Ci nie zabrania zapytać (np. przez radio albo przy okazji tankowania) bosmana mariny, bo może lokalne obyczaje to przewidują. W wielu marinach Północy są tabliczki – wypływając w morze, właściciel miejsca zostawia zieloną tabliczkę z datą, kiedy wraca – wtedy możesz tam stanąć. Czerwona tabliczka oznacza, że miejsce jest zajęte, właściciel wypłynął na parę godzin. Na Południu (Hiszpania, Włochy) sytuacja jest nieco inna. Zgłaszać się należy przez radio (zazwyczaj kanał 9) albo stanąć do kei dla czekających („waiting pier”, „muella de espera”), potem idziesz do recepcji, tam wyznaczają Ci miejsce docelowe. Będzie tam czekał marinero (pracownik obsługi), który poda Ci muringi i odbierze cumy. W Grecji porty miejskie praktycznie nie są zarządzane, panuje tam pełna dowolność, choć stanąć należy tak, aby zostało miejsce dla innych (cumowanie longside to coś strasznego).
Żelazną regułą jest to, że za port płacić trzeba. Nie należy się migać ani uciekać. Jeżeli nawet Ci się uda, nazwa jachtu zostanie zanotowana i następna załoga będzie miała kłopoty. No i dyshonor ogromny. Nie kombinuj też z długością jachtu. W większości marin na kilka godzin pozwolą Ci stanąć bezpłatnie, należy to jednak zgłosić. I znowu, w krajach Północy płatności są coraz częściej bezobsługowe – w specjalny automat wkłada się banknoty lub kartę, w zamian dostaje się nalepkę (na wantę, ale odradzam – potem trudno zdrapać resztki, więc lepiej mieć specjalną deseczkę na nalepki, po sezonie zostanie jako pamiątka) z dowodem zapłaty oraz kartę do prądu i pryszniców. System ten jest szczególnie popularny w Danii, skąd pochodzi producent tego rozwiązania – TallyKey. Marina na kilkaset jachtów może zatrudniać jednego człowieka na ćwierć etatu, który wpada raz dziennie na godzinę zerknąć, czy postoje są opłacone.
Cały artykuł Jacka Kijewskiego przeczytasz w numerze 5/2014 Jachtingu Motorowego. Dostęp online tutaj.