Początkowo Freedom Ship był planowany jako pozapaństwowa platforma, na której ludzie mogliby żyć z dala od restrykcji narzucanych przez państwa. Nie owijając w bawełnę - głównie restrykcji podatkowych. Statek miał być bezpaństwowy, lub podnieść banderę własnego państwa, i żeglować po wodach morza otwartego, które zgodnie z konwencją z Montego Bay nie podlegają jurysdykcji żadnego z krajów. Projekt wymyślony przez Amerykanów zderzył się jednak szybko z rzeczywistością.
Po pierwsze, rzeczywistość techniczna - stan techniki kilkanaście lat temu nie pozwalał na zbudowanie tak dużego statku i bezawaryjne nim zarządzanie. Po drugie, rzeczywistość polityczna - żadna zaawansowana technicznie stocznia nie znajdowała się poza systemem prawnym, który wymusza rejestrację, a co za tym idzie przynależność państwową statku. Po trzecie finanse - tak szalony pomysł nie zdobył odpowiednich funduszy.
Obecnie projektem zajmuje się firma indyjska, która zapowiadała rozpoczęcie budowy w minionym roku. Wciąż jednak trwają prace koncepcyjne (a renderingi i szkice nie kosztują dużo), zaś wciąż niewiadomą pozostaje techniczna możliwość budowy kadłuba o długości 1400 metrów i szerokości 230 metrów. Zwłaszcza, że kadłub ma być zbudowany jako płaskodenna barka, na której "zwykłymi technikami" ma zostać stworzona nadbudowa (110 m wysokości).
Oprócz samej konstrukcji kadłuba nierozwiązane jest zarządzanie tak złożoną strukturą: systemy zasilania, przeciwpożarowe itd. Nawet deklaracja 600 przedziałów wodoszczelnych nie przekonuje.
Na statku ma przebywać 80 tysięcy pasażerów i 20 tysięcy osób załogi. Ludzie ci mają mieć do dyspozycji stadion, biblioteki, lotnisko na najwyższym pokładzie, baseny, sklepy wolnocłowe i inne udogodnienia. Wydaje się jednak, że wciąż najbardziej zainteresowane mogą być fimy chcące uniknąć podatków (o ile bandera statku będzie odpowiednia).
Projektanci zrezygnowali z idei bezpaństwowości i zbyt oczywistego raju podatkowego, a także wiecznej żeglugi po otwartym morzu. Obecnie stawiają na społeczność, która chciałaby żyć w podróżującym mieście, przez 7 lat statek opływałby świat, po czym cykl by się powtarzał. A przynajmniej takie są oficjalne deklaracje.
Problemem są też pieniądze, budowę wyceniono na 12 miliardów dolarów. Zapewne na urzeczywistnienie tego, lub podobnego projektu przyjdzie nam jeszcze sporo poczekać.
Zdjęcie: http://freedomship.com