Do stolicy wyspy podpływa się od zachodu. W S t. George’s Bay trzeba uważać, bo ruch może być spory. Podejście jest łatwe, trzeba tylko pamiętać o zgłoszeniu się do kapitanatu (na kanale 14) i o tym, że port jest oznakowany w systemie amerykańskim („Red Right Returning”) – czerwone boje wyznaczają prawą stronę farwateru. Miasto leży nad zatoką i dość obszernym, naturalnym portem. Z lewej strony, przy nadbrzeżu Carenage w samym St. George’s, cumują statki i promy. Na prawo, w południowej odnodze Port Louis, mieści się marina. I to jaka! Na jachty czeka 220 miejsc, w tym 61 przeznaczono dla jednostek o długości 100 stóp i większej. Spowodowało to spore zainteresowanie firm czarterowych i już trzy z nich – Island Windjammer Cruises, Horizon Yacht Charters oraz Sail Ionian – podpisały umowę z Port Louis Marina. No cóż, jedno z niewielu na Karaibach lotnisk międzynarodowych, z połączeniami bezpośrednio do Londynu czy Nowego Jorku, leży zaledwie 8 km stąd...
Wspaniałe plaże zachęcają do kąpieli tak morskich, jak i słonecznych, ale to możesz sobie zapewnić, wypływając jachtem na którąkolwiek z małych wysepek w bezpośrednim sąsiedztwie. Będziesz miał więcej prywatności, no i satysfakcję z pływania po wodach, które pruli przed Tobą konkwistadorzy, piraci i handlarze niewolników. Niemieckie u-booty w czasie drugiej wojny światowej też się tu zapuszczały. Nie, nie chodziło o wakacje dla załóg, tylko… o zbiornikowce, które wiozły aliantom wenezuelską ropę. Oni wszyscy pływali tu w interesach – mniej
lub bardziej brudnych, acz zyskownych. A teraz Ty możesz wreszcie spokojnie tu odpoczywać – chyba właśnie po to Bóg stworzył te wyspy. W Port Louis Marina masz zapewnione wszystko, czego mógłbyś potrzebować, włącznie z kablówką na każdym stanowisku cumowniczym.
Cały artykuł przeczytasz w numerze 2/2010 Jachtingu Motorowego. Dostęp online tutaj w cenie 14.40 PLN.