Tak jak houseboat pełni funkcję pływającego domku, tak odkryty wielokadłubowiec można uznać za odpowiednik pływającej werandy. Czy może nawet latającej, bo przy mocniejszym silniku lekka platforma na pływakach potrafi dostać niezłego przyspieszenia. Harris FloteBote to stocznia z Fort Wayne w amerykańskim stanie Indiana, specjalizująca się w produkcji takich właśnie jednostek. Została założona w 1957 r. i stała się jednym z prekursorów tego segmentu rynku.
Pomost na rurach
Podobno początki tej konstrukcji wzięły się z powojennych amatorskich prób zbudowania „pływadła” na odrzucanych zewnętrznych zbiornikach lotniczych. Miały one kształt zbliżony do torpedy, były aluminiowe i puste w środku, a po wojnie było tego sporo na rynku demobilu, do nabycia za grosze. Ktoś próbował budować pływaki ze starych beczek po ropie... W stoczni Harris FloteBote od razu postawiono na specjalnie skonstruowane pływaki aluminiowe, spawane z uprzednio przygotowanych sekcji.
Technicznie rzecz ujmując, katamaran Harris Flote- Bote Cruiser 200 CS to platforma na dwóch aluminiowych cylindrycznych kadłubach o średnicy 64 cm każdy. Pływaki są okrągłe na prawie całej długości, dopiero sekcje dziobowe zwężają się aż do uzyskania kształtu stew. Każdą dziobnicę wieńczy ucho, przydatne podczas cumowania, holowania itp. Co ciekawe, zwężające się dziobowe fragmenty pływaków zaopatrzono w rodzaj skrzydełek, które mają ograniczać powstawanie bryzgów. Od razu powiem, że swojej funkcji nie pełnią idealnie, zwłaszcza przy zwrotach bowiem sporo rozpylonej wody dostaje się na pokład. To, co się znajduje na platformie, zależy głównie od fantazji armatora, chociaż stocznia przygotowała aż sześć odmian zaaranżowania pokładu. Przewidują one różne rozmieszczenie kanap lub foteli wędkarskich, ale pozycja konsoli na prawej burcie na śródokręciu jest stała. W wersji podstawowej, którą dziś testuję, wejścia na pokład pod postacią furtek w wysokim nadburciu znajdują się na lewej burcie vis-à-vis konsoli, centralnie na dziobie i na rufie po prawej stronie. Rufowa platforma kąpielowa jest wcale obszerna, jak na tak niedużą jednostkę. Wrażenie zrobiła na mnie szeroka drabinka kąpielowa z tak ukształtowanymi poręczami, że można sobie wygodnie posiedzieć między nimi, mocząc nogi (oczywiście podczas postoju). Na rufie umieszczono także wlew paliwa. Przez szeroką bramkę z solidnym zamknięciem wchodzę do… kokpitu chyba, chociaż mam wrażenie, że właśnie na werandę. Potęguje je złożona w łuk konstrukcja bimini, które – rozpięte na specjalnym ręcznie rozkładanym stelażu – przykrywa całą łódź. Możesz sobie dokupić kurtyny boczne, przednią i tylną, i mieć pełne cabrio. Nie miałem niestety możliwości sprawdzić, jak w takim układzie łódź zachowuje się na wodzie, ale przypuszczam, że stosunkowo małe zanurzenie, okrągły kształt dna pływaków oraz wysoka sylwetka będą powodowały znaczną wrażliwość na boczne podmuchy, co może być powodem problemów przy manewrach. Tu nie ma gdzie zamontować steru strumieniowego... Co prawda wśród opcji jest „full keel”, cokolwiek to znaczy w tym wypadku, ale zbyt wiele bym sobie po tym nie obiecywał.
Test
Pogoda nas dzisiaj nie rozpieszcza, co prawda nie pada, ale silny wiatr ubija wodę w jeziorze na krótką, ostrą falę. Na rufie Harrisa siedzi 90-konny Mercury, chociaż w tej konfiguracji łodzi mógłby być maksymalnie 115-konny. Nie mam niestety możliwości zrobienia pełnych pomiarów. Te kadłuby są bardzo ciche. Nawet przy pełnej prędkości można swobodnie rozmawiać, a jeśli w ogóle coś w tym przeszkadza, to jest to głównie świst wiatru. Gang silnika zostaje gdzieś za nami, a to, co dociera na pokład, jest wcale miłe dla ucha. Nawet przy pełnym wyłożeniu manetki płyniemy tylko w półślizgu – może przy mocniejszym motorze byłoby lepiej. Płynąc bokiem do fali, odczuwa się lekkie kołysanie i niestety łapiemy bryzgi, przy kursach pod falę i z falą już tego nie ma, a jazda robi się przyjemna.
Siadam do steru. Kierownica robi dwa obroty do pełnego wyłożenia i czuć brak hydrauliki. To jest katamaran, więc zwrotnością nie poraża. Niestety, w skrętach na fali sporo bryzgów wpada na pokład, a w dodatku przy lekko podniesionym silniku w zwrotach występuje spory uślizg, ale to nieuniknione przy takim kształcie podwodzia. Za to stabilność jest znakomita. Jeśli pasażer siedzący przed konsolą nieco się podniesie, może zasłaniać Ci widok, ale to nie jest problem. Trochę gorzej, że owiewka z przyciemnianej pleksi niezbyt skutecznie chroni przed podmuchami, ale na szczęście głowy tu nie urywa. Ta łódka zbiera się bardzo statecznie i nawet te dodatkowe 25 kucyków niewiele by tu pewnie zmieniło. Swoją drogą, jałowy skok manetki mógłby być nieco mniejszy. Największa prędkość, jaką udało mi się wydusić z tego Harrisa, to 16 w. przy maksymalnych 5000 obr./min. Wygodną prędkość podróżną ustalam na 14 w. przy 4000 obr./min – słychaćtylko wiatr, a łajba idzie przyjemnie i równo.
Przeczytaj pełną wersję tego testu. W jednej cenie (14,40zł) skorzystaj z dostępu do całego czasopisma.