Zastanawiałem się, co można napisać o takim urządzeniu z punktu widzenia użytkownika i muszę powiedzieć, że pierwsze co mi przyszło do głowy to „pudełkologia”, do której zawsze przywiązuję duże znaczenie (bywa to przedmiotem żartów, mniej lub bardziej zasadnych). Oryginalne pudełko „w razie w” to najlepszy środek transportu do serwisu, przy odsprzedaży wielu potencjalnych amatorów second-handów chętniej kupi przedmiot z oryginalnym opakowaniem, szczególnie gdy jest ono ładne. W pierwszym kontakcie z produktem opakowanie ma nas porządnie nakarmić informacjami i zrobić jak najlepsze wrażenie. Wspomniane opakowanie jest bardzo ładne i bez inwazyjnego marketingu – same krótkie i przydatne informacje dla osób, które będą potencjalnymi użytkownikami. Koresponduje ono z ceną – wyjąłem z opakowania produkt premium i moje oczekiwania, które miałem przed otwarciem, spełniły się po otwarciu. Bezpiecznie, z należytą pieczołowitością i zgodnie ze sztuką, aparat spoczywał w wykrojonej na miarę formie w odpowiednim usztywnieniu – to gwarancja, że przesyłka kurierska dotrze w stanie nienaruszonym.
Drugie co mi przyszło do głowy to obawy o wydajność – mój mentor motorowodny twierdzi, że nie wymyślono jeszcze nic lepszego od śruby, więc skrzydła to podstawa. Dlatego też ich brak początkowo wzbudza moje wątpliwości, czy wystarczy tej techniki na mały pokoik dziecięcy, nie mówiąc o salonie. Okazało się, że tak nie jest w przypadku tego urządzenia, w którym rzeczywiście nie ma tradycyjnego wiatraka, a powietrze wydostaje się przez miniszczelinę. W tej szczelinie jest jeszcze rodzaj specjalnej kurtyny, którą można sterować, o czym za chwilę. Brak „łopat” i huczącego wirnika po kilku godzinach użytkowania zacząłem postrzegać jako zaletę – jest cicho.
ORZEŹWIAJĄCY POWIEW
Pierwsze podłączenie odbyło się bez żadnych niespodzianek. Wtyczka pierwsza liga, kabel o dużym przekroju – czuję, że jest bezpiecznie. Na początek przeczytałem instrukcję. Chciałem się do niej literalnie zastosować. Ustawiłem filtr w pomieszczeniu, w którym było czuć zapach kurzu (tydzień bez higieny nie jest obojętny dla nikogo). Wyszedłem z pomieszczania i wróciłem po godzinie. Trudno to opisać, ale wrażenie z oddychania tym przefiltrowanym powietrzem było niesamowite. Eksperyment ponowiłem w innym pomieszczeniu, w którym półki były pomalowane farbą olejną, a zapach chemii wyrazisty. Nie udało się wyeliminować go do zera, ponieważ farba była dość świeża, ale różnica w jakości powietrza – przed i po – była zauważalna. Kiedy staniesz w strumieniu powietrza też zauważysz, że jest Ci bardzo przyjemnie i lekko oddychasz. I to jest chyba clou sprawy – lekkie, bezproblemowe oddychanie.
Urządzenie może ogrzewać i chłodzić powietrze. Gdy włączysz ogrzewanie, efekt na pewno Ci się spodoba. W mgnieniu oka otuli Cię przyjemne, kojące ciepło o naturalnym, obojętnym zapachu. Można powiedzieć, że to ciepło pachnie po prostu ciepłem. Niemożliwe doszukać się tutaj zapachu podgrzanego plastiku czy czegoś nienaturalnego. Ponieważ pora jest zimowa mniej chętnie korzystam z funkcji chłodzenia – nie mniej temperatura na wylocie z filtra jest niższa od temperatury otoczenia.
BEZHAŁAŚLIWA PRACA
Siła wiatru w trybie standardowej wentylacji jest różna w zależności od miejsca pomiaru. Najmocniej dmucha w górnej części oka (6 km/h), a najmniej w dolnej – 3,5 km/h. Oczywiście ta siła nadmuchu jest wyczuwalna w bezpośredniej bliskości urządzenia i w pomieszczeniach o małej kubaturze. Głośność to atut i święty Graal tego aparatu – sądzę, że filmowa bohaterka kultowego serialu „Twin Peaks”, która marzyła o wynalezieniu bezszmerowych prowadnic do zasłon, byłaby ukontentowana pracą tego oczyszczacza powietrza. Pomiar robiłem w warunkach domowych i wyszło mi 50 dB przy samej szczelinie, z której wydobywa się oczyszczone powietrze. A że przy samej szczelinie nikt nie siedzi, hałas z odległości metra jest niemal niesłyszalny. Po włączeniu trybu ogrzewanie lub chłodzenie aparat przechodzi metamorfozę – siła wiatru się zwiększa, aby maksymalnie osiągnąć prędkość ponad 10 km/h. To naprawdę sporo. Ten Dyson nadaje się do zadań specjalnych. Chcesz efektów od razu? Wystarczy ustawić odpowiednią siłę nadmuchu. Do dodatkowych możliwości dochodzi obracanie się filtra, czego absolutnie nie słychać, a ruch obracającej się (zakładam że zastosowano tam silnik bezszczotkowy) jest imponujący, moi goście nie mogli się nadziwić.
KTÓRY TRYB WYBRAĆ?
Do dyspozycji są trzy tryby pracy aparatu. Z pierwszego trybu, w którym temperatura ustalona jest poniżej temperatury otoczenia, korzystam najczęściej. W tym trybie nie mogę kontrolować siły nadmuchu ani korzystać z bardziej zaawansowanych ustawień, czyli zmiany kąta nadmuchu oraz zwiększania lub zmniejszania szerokości strumienia powietrza, czy obracania się urządzenia. Gdy ustawisz wyższą temperaturę, filtr automatycznie przejdzie w tryb grzania. Tryb chłodzenia nie uruchamia się automatycznie i trzeba go samemu odpalić. Urządzeniem steruje się przy pomocy zgrabnego pilota z magnesem. Szkoda, że pilot jest tylko jeden:). Dlatego trzeba go odkładać na swoje miejsce, czyli do oka filtra. Ergonomii przycisków mogą się uczyć producenci telewizorów. Nawet starsza osoba poradzi sobie w tej materii bez problemów. Efekty zmian przedstawia bajerancki wyświetlacz na obudowie aparatu. Przyznaj, że sam design całego sprzętu to cukiereczek, jakich mało.
NISZCZYCIEL KURZU (I NIE TYLKO)
Sercem filtra, właśnie tak drogi Czytelniku, jest sam filtr. Twój nowy Dyson filtruje powietrze, wyłapując z niego cząsteczki kurzu, takie tyciunie, że aż strach pomyśleć, że coś takiego wiruje w powietrzu, które się wdycha na co dzień. Filtr wciąga gazy i cząsteczki do wielkości 0,1 mikrona, czyli jednej tysięcznej milimetra. Mówiąc prościej, kroję superostrym nożem plasterek jabłka i potem z precyzją chirurga ciacham go na tysiąc plasterków. Dziecinnie proste! Filtr ma złożoną konstrukcję, w niewielkim gabarytowo bębnie znajduje się aż 6 m materiału filtracyjnego wykonanego ze specjalnych mikrowłókien.
W trybie chłodzenia i grzania strumień powietrza ma inne parametry. Gdy tylko filtrujesz powietrze, urządzenie jest jak najbardziej neutralne dla twojego otoczenia – praktycznie niesłyszalne, jeśli są inne źródła dźwięku np. pracuje lodówka, kapie woda. Gdy jest jedynym źródłem dźwięku, ciężko będzie Ci wychwycić jego pracę w odległości 2 m. Dźwięk jest płaski, pozbawiony wysokich tonów, drapań, charczeń, świstów i poświstów, jest na swój sposób niski i stały, przyjemny dla ucha, długie działanie urządzenia nie powodowało u mnie uczucia zmęczenia, nie działało usypiająco. Ale producent przewidział wyłącznik czasowy – można zatem, jeśli nie chcesz, aby aparat był cały czas włączony, zaprogramować go np. na 4h pracy – po czym filtr się wyłączy.
Kto potrzebuje takiego high techa? Każdy kto chce poczuć ulgę w oddychaniu i ma świadomość, że to, co jest niewidoczne dla oczu i w formie aerozolu wiruje we wdychanym powietrzu, może szkodzić zdrowiu lub zwyczajnie być źródłem dyskomfortu. Kurz jest wszędzie nawet w bardzo dobrze czy wręcz perfekcyjnie sprzątanym domu, jest wszechobecny – wnosi się go na ubraniach, na butach, jest przynoszony przez zwierzęta. Ludzka skóra też dokłada swoje do masy kurzu obecnego w domu. Powiesz, że ludzie żyli całymi latami, wdychali to i było dobrze. A ja odpowiem, że kiedyś nie dezynfekowano ran ani narzędzi chirurgicznych, bo dawano wiarę, że cząstka mniejsza od pyłku nie istnieje i też było „prawie” dobrze :).