Tadeusz Zdunek, jeden z największych dealerów samochodowych w kraju, przyznaje, że wybrał jachting motorowy, ponieważ z reguły wymaga on mniej pracy niż tradycyjne żeglowanie. Ceni przyjemność pływania, z zasady pływa więc wolno. Nieobce są mu jednak także nocne wypady na wodę i wysoka fala.
Marek Nowak: Co najbardziej pociąga Pana w jachtingu?
Tadeusz Zdunek: Spokój, co zaskakuje zarówno mnie, jak i moich bliskich. Jestem z natury człowiekiem energicznym, przyzwyczajonym do szybkiego tempa działania i podejmowania błyskawicznych decyzji, a jednak kiedy wchodzę na pokład jachtu, który wręcz wlecze się do celu, sprawia mi to przyjemność.
Wlecze się? Przecież posiada Pan jacht motorowy, który jest w stanie płynąć naprawdę szybko.
To prawda, od dwóch lat jestem właścicielem galeona 550, którego silnik ma moc 1600 KM. Ta łódź może osiągnąć prędkość nawet 30 węzłów, jednak praktycznie nigdy nie przekraczam 15, a najbardziej lubię pływać wolno i długo, z prędkością około 8 węzłów.
Dlaczego więc wybrał Pan taką właśnie łódź?
Ze względu na wygodę, jakość, dobry stosunek jakości do ceny oraz serwis, który jest praktycznie pod ręką. Poza tym nie jest to moja pierwsza jednostka z Galeona. Wcześniej byłem właścicielem modeli 440 i 390. Podczas zamawiania 440-tki poprosiłem o wprowadzenie kilku zmian, które później zostały w dużej części wdrożone do seryjnej produkcji. Mam dobre doświadczenia z jachtami tej marki i ze współpracy z projektantami.
Był Pan właścicielem jednostek innych firm?
Tak, ale krótko i nie chcę wskazywać marki, z której nie byłem zadowolony. To w końcu kwestia indywidualnych preferencji. We wczesnej młodości ćwiczyłem też oczywiście na optimistach na zajęciach organizowanych przez Pałac Młodzieży, a gdy uczęszczałem do technikum samochodowego, odbyłem kilka rejsów na „Generale Zaruskim”. Marzenia o własnym jachcie zaczęły się mniej więcej wtedy.
Jak sam Pan zauważył, spokojne pływanie niezupełnie pasuje do pańskiego charakteru. Gdzie jest haczyk?
Zdarza mi się wypływać nocą i w niepogodę. Traktuję to jak trening. Spotkałem wieloletnich żeglarzy, którzy unikali tego typu wyzwań, a w konsekwencji nie wiedzieli, jak się zachować, gdy na pełnym morzu zaskoczył ich szkwał lub niepogoda. Jako granicę do wychodzenia na wodę przyjmuję obecnie 7º B.
Zdarzyły się w związku z tym jakieś niebezpieczne sytuacje?
Raz. Gdy płynęliśmy z Łeby w takich właśnie warunkach pogodowych, mój niemały przecież jacht (był to galeon 440), który wystaje ok. 4 m ponad wodę, został dosłownie zakryty przez falę. Niesamowite uczucie i potężna dawka adrenaliny, ale nie chciałbym tego powtórzyć.
Podoba Ci się nasz wywiad? Przeczytaj go w całości wraz z innymi artykułami z Jachtingu Motorowego