W bieżącym sezonie wśród fińskich projektantów modne są kombinacje pomiędzy koncepcją hardtopu, softtopu oraz daycruisera. Na bardzo podobnym mariażu oparta jest opisywana już przeze mnie Bella 9000 („JM” 3/2014). Flipper jednakże specjalizuje się w łodziach z silnikami przyczepnymi, dlatego jego nowa 880-ka wyposażona jest w solidną pawęż, na której można zawiesić w sumie do 600 KM! W czasie testu mam najskromniejszą „maszynownię”, bo „tylko” 300 kucyków w dwóch Mercurych 150 EFI. Od razu powiem, że chyba bym się bał założyć dwa razy tyle, zwłaszcza do rodzinnego pływania.
Linie i wnętrza
Z nabrzeża łódź prezentuje się okazale. Sportowa sylwetka z przeszkloną nadbudówką nie ma szans się nie podobać. Jest dziś chłodno i dżdżyście, więc nad kokpitem zapięte jest pełne cabrio. Trochę szkoda, bo jednak do tej łodzi słoneczna pogoda dużo lepiej by pasowała, ale warto sprawdzić, jak te fińskie wynalazki sprawdzają się w mniej sprzyjającej aurze. Wchodzę na pokład.
Półpokłady (kryte teakiem – opcja) są wąskie i niezbyt wygodne. Nie musisz jednak z nich korzystać, do kokpitu dostaniesz się bowiem przez bramkę w owiewce, jak w klasycznym daycruiserze amerykańskim. Na fordeku jest szeroko i stabilnie; co prawda trochę mnie deprymują niskie relingi, ale to taki typ łodzi. Za to znakomite wrażenie robią bardzo ładne kwadratowe knagi oraz podwójne wycieraczki na owiewce. Ramię wycieraczki pracuje na całości szyby, więc zbieranie wody jest takie jak być powinno.
Do kokpitu schodzi się po schodkach obok zejściówki pod pokład. Są one wykonane z laminatu i pokryte teakiem – bardzo ładnie i wygodnie, a na dodatek w podszybiu jest coś w rodzaju „wycieraczki” z teaku. To bardzo dobry pomysł, bo teak to jeden z najlepszych materiałów antypoślizgowych, a spaść stąd nie byłoby fajnie.
Dach otwiera się już od zrębnicy owiewki, ale nawet jeśli jest zamknięty, nie przeszkadza to w komunikacji kokpit–dziób.
Obok schodków na fordek w podszybiu umieszczono spory schowek na mapy, telefony i inne tego typu drobiazgi. Tuż obok zaczyna się kanapa kokpitowa, ale jeśli przestawisz oparcie, uzyskasz dwuosobową kanapę „nawigatora”. Siedzisko sternika jest jednoosobowe, ale o nim za chwilę.
Kanapa w kokpicie zajmuje lewą burtę, ma kształt litery C i otacza spory stół z litego drewna. Zmieści się tu swobodnie 8 osób, a nawet i 10 wejdzie bez przesadnego ścisku, choć umówmy się, że gdy na tej wielkości 5 osób zacznie się przemieszczać, możemy mówić o ścisku. Materace są dość twarde i bardzo wygodne. Stół nie jest rozkładany, za to wyposażono go w handreling biegnący nieco poniżej blatu i ładnie obszyty skajem. W postumencie, na którym stoi noga stołu, umieszczono wielką szufladę. Pod siedziskiem „nawigacyjnym” zabudowano sporą, 49-litrową lodówkę. Rufowa część kanapy oparcie ma składane; kiedy je położysz, licuje się z powierzchnią materaców leżących na dachu kabiny rufowej i tym samym tworzy spore łoże słoneczne. Można je jeszcze powiększyć, wyposażono je bowiem w osobne oparcie (składane elektrycznie) z dodatkowym materacem. W tej chwili oparcie jest opuszczone i odcięte od reszty łodzi namiotem, a jego materace schowane. Ale w tej pozycji stanowi ono rufowy pokład manewrowy, kiedy wychodzimy z portu. Doceniam poprzeczny handreling na krawędzi dachy, jedna ręka dla jachtu!
Prawą burtę w kokpicie, za siedziskiem sternika, zajmuje kambuz. Niezwykle pomysłowo rozwiązano kwestię osłony urządzeń kuchennych i przestrzeni roboczej – otóż całość przykrywa trapezoidalny blat, który na specjalnej szynie unosi się i przesuwa w prawo. Masz wówczas nieskrępowany dostęp do kuchni i zlewu, a także zyskujesz sporą przestrzeń roboczą – niestety, kosztem komunikacji na rufę, gdyż rozłożony blat całkowicie blokuje przejście. No, ale coś za coś. Obok w burcie znajdziesz wnękę na odbijacze – bardzo zgrabny patent.
Kup wersję on-line Jachtingu Motorowego i zapoznaj się z pełnym materiałem