Nadarzyła się okazja na przednówku i skwapliwe odpowiedziałem na zaproszenie do pływania najnowszą Delphią BluEscape 1200 Fly. Stocznię Delphia Yachts obserwuję od dłuższego czasu. Jej tożsamość została zbudowana na bazie jachtów żaglowych. I choć Delphia Yachts wykonywała produkcję łodzi motorowych dla takich potentatów jak choćby korporacja Brunswick, to w przekazie publicznym do klienta końcowego stocznia budowała swój wizerunek poprzez linię swoich łodzi żaglowych.
Niestety nie udało mi się testować wersji jednopokładowej BluEscape 1200, więc wszedłem na jacht bez możliwości porównywania doświadczeń, ale także bez bagażu, który czasami przeszkadza spojrzeć na produkt świeżym okiem. Patrząc przez pryzmat wyglądu jednostki, oba modele BluEscape 1200 są najbardziej zaawansowane designersko i wpisują się w ogólny trend tego, co klientom podoba się i co kupują. Z ośmiu produkowanych przed akcesją jednostek motorowych w ofercie są cztery, z których trzy to dobry design, a czwarta (Nano) to świetna propozycja entry level, która będzie kojarzona ze starą stocznią i dziełem jednego projektanta Andrzeja Skrzata. Nową linię zapoczątkował Tomasz Rosiński, projektując BluEscape 1100, a kolejne produkcje podpisał tandem Skrzata i Castro, co – biorąc pod uwagę niebywałą ostatnio aktywność tego drugiego – miało utorować jednostkom drogę do międzynarodowej klienteli.
Delphia ułatwia spersonalizowaną aranżację wnętrza, a to w branży turystycznej jest podstawą. Jeśli armator chciałby mieć większą łazienkę z oddzielnym prysznicem, można ją powiększyć kosztem ścianki działowej między prysznicem ogólnodostępnym a łazienką armatora. Wadą tego rozwiązania jest uwspólnienie łazienki lub wyłączenie prysznica z użytku dla gości poprzez likwidację drzwi na korytarzu.
Kokpit
Kokpit z własnym oświetleniem jest czymś w rodzaju całkowicie zadaszonej stacji przesiadkowej, szczególnie gdy korzysta się z górnego pokładu. Z góry powiadam, że jego aranżacja to pewien kompromis dla schodów prowadzących na górny pokład. Przy tej długości jachtu zapewne były trzy opcje: nie robić górnego pokładu, usytuować schody pod mocno zwartym kątem lub dać użytkownikom maksimum komfortu w przemieszczaniu się na i z flybridge. W tej sytuacji nieco miejsca w kokpicie przepada. Ale uważam, że za takie postawienie sprawy warto stocznię pochwalić, co najmniej z dwóch powodów: konsekwentna realizacja projektu łodzi do włóczęgi niespecjalnie ograniczonej czasowo, z maksymalnym poziomem komfortu. Drugi powód to szersze spektrum klientów, dla których z racji wieku bądź tuszy wspinanie się po stromym podejściu drabiny, byłoby czynnikiem skłaniającym do szukania innej oferty. Na szczęście schody nie są zamocowane na stałe. Gdy nie korzysta się z górnego pokładu, można je złożyć do pionu i korzystać z pełnych wymiarów kokpitu, który oferuje także wygodne siedziska z widokiem na wodę. Kokpit posiada aż trzy drogi wyjścia na ląd: na rufie i dwie na burtach. Ciekawym rozwiązaniem, które wdrożyła stocznia, jest dodanie przed drzwiami wsuwanej laminatowej płyty o wysokości nieco poniżej połowy drzwi, co jest dodatkowym zabezpieczeniem przed ich otwarciem. Bezpieczeństwo zapewniają też solidne i przy tym eleganckie klamki z zamkiem na klucz.
Główny pokład ma charakter turystyczno-wypoczynkowy. Na sterburcie znajduje się aneks kuchenny ze zlewem i lodówką. Blat roboczy na końcu aneksu jest rozkładany do kokpitu, dzięki czemu jest więcej miejsca roboczego w tej ograniczonej przecież przestrzeni. W praktyce oznacza to otwarcie do środka kokpitu dwuskrzydłowych drzwi i ich zablokowanie. Potem pozostaje tylko podniesienie blatu. Wówczas przejście na dziób odbywa się lewą burtą. Nikt nie miał zastrzeżeń do aranżacji aneksu kuchennego. Płyta grzewcza na szczęście nie została zamontowana tuż za sterówką, ale nie jest też ona wyniesiona pod drzwi do kokpitu, co dla niektórych może mieć znaczenie. Na bakburcie jest część jadalno-wypoczynkowa z dużym rozkładanym stołem. Oceniając to wnętrze, pamiętajmy, że kadłub ma 12 m długości, więc projektanci musieli się tu nieźle nagłówkować, żeby osiągnąć efekt jak na większej łodzi. Sądzę, że doskonale im się to udało pod pokładem i na górnym pokładzie. Te przestrzenie rekompensują wszystko i są zapowiedzią niezapomnianego urlopu i beztroskiego szwędania się od portu do portu. Dodatkową wentylację dla tego pomieszczenia zapewniają rozsuwane okna. Warto też nadmienić, że zabudowa drewniana została bardzo starannie wykonana i wykracza poza przyjęty kanon łodzi turystycznych.
Pod pokładem
Wygodne schody wiodą do korytarza pod pokład. Po ich podniesieniu można wślizgnąć się do pomieszczenia rewizyjnego dla akumulatorów, zbiornika paliwa, wody i bojlera. Można z powodzeniem wykorzystać to miejsce jako schowek na różne graty. Przejście na dole jest ciągiem komunikacyjnym, który kończy się na kabinie dziobowej, a po drodze są drzwi prowadzące do kabin gościnnych i dziennej łazienki oraz oddzielnego prysznica.
Kabina dziobowa pełni nie jako funkcję masterki. Tak jak pozostałe kabiny ma pełną wysokość stania, ale przy tym jest doskonale doświetlona światłem naturalnym wpadającym przez liczne okna i dwa spore skyluki. Projektant czerpiąc z żeglarskich patentów, zadbał, żeby był tu dostatek schowków. Łoże jest szerokie, wygodne w sam raz dla dwóch osób. Po sąsiedzku jest duża komfortowa łazienka. Aby rozładować napięcie, na korytarzu zastosowano drzwi przesuwne do kabin (za wyjątkiem łazienki i kabiny z prysznicem).
Pokład dziobowy
Cały artykuł dostępny jest w Jachtingu Motorowym 1/2020. Kup wersję online po kliknięciu w link.