W języku hiszpańskim mona oznacza małpę. Bardziej w przenośni „małpi rozum”, powstały pod wpływem przepicia. Punta z kolei to ostrze, szpic, a także przylądek, półwysep. Na Punta de la Mona małp nie ma, choć okazji do wypicia nie zabraknie. U podstawy przylądka ulokowała się mianowicie urocza marina Puerto Marina Del Este. Przewodnik imrayowski mówił, że trudno tam znaleźć miejsce i że są wysokie opłaty. Jednak tuż po głównym sezonie nawigacyjnym miejsca w marinach zazwyczaj są, a opłatę postanowiliśmy zaryzykować.
Okazało się, że „audaces fortuna iuvat”, czyli szczęście sprzyjało. W listopadzie za 14-metrowy jacht skasowano 27 euro, a na dzień dobry otrzymaliśmy butelkę wina sygnowaną przez marinę. Miły gest, oczywiście butelka została wypita za zdrowie recepcjonistek. Trzeba jednak uwzględnić, że w sezonie taka cena wynosiłaby ponad 60 euro – to nie jest jednak więcej niż w Alicante czy innych portach śródziemnomorskiej Hiszpanii.
Marina położona jest wyjątkowo ciekawie, u podnóża stromych skał. Podejście dostarcza wrażeń, płynie się na północ w skały, potem na zachód w skały i tuż przed plażą na południe prosto między falochrony. Przy silnych południowo-wschodnich wiatrach może to nie być komfortowe, a i o bezpieczeństwie warto pomyśleć. Sama marina przyklejona jest do wschodniego zbocza góry tworzącej półwysep i oddzielona od morza wschodnim falochronem. W ten falochron genialnie wręcz wkomponowana jest wysepka Penon de las Caballas – Skała Makreli. Na tę skałę prowadzą schodki, na szczycie jest stolik i ławeczki – koniecznie trzeba przyjść tu z butelką szampana, by przywitać słońce. Oczywiście jeżeli nie będzie Cię dręczyła „małpa” z poprzedniego dnia.
Marina wyposażona jest oczywiście we wszelkie udogodnienia typu woda, prąd, toalety, prysznice, pralki, slip, serwis. Można tu zatankować łódź. Można też wynająć samochód.
Więcej na ten temat można przeczytać w Jachtingu Motorowym 4/2017. Dostęp on-line do pełnej wersji numeru tutaj w cenie 14.40 PLN.
Fot. autor