Halloween przywędrowało do nas zza oceanu, wypierając tlące się niegdyś niekomercyjne Dziady. Jeśli jednak o bezkresie wody i przerażających motywach mowa, trudno nie wspomnieć, że toń oceanów pełna jest morskich potworów i legend o statkach widmo. Chciałam opowiedzieć o kilku z nich, ale... utknęłam na mieliźnie historii o Latającym Holendrze. Czym wciąż nęci Flying Dutchman?
Chyba najbardziej znanym statkiem widmo jest oczywiście Flying Dutchman, inspiracja licznych dzieł literackich, malarstwa czy utworów muzycznych. Jak śpiewa o nim rodzima Orkiestra Samanta, "legendę o nim kryje tajemnicy mgła" i faktycznie tak jest. Pomyli się ten, kto twierdzić będzie, że jest ona tylko jedna. Jedno jest pewne: Latający Holender pobudza wyobraźnię żeglarzy i stąd mnogość interpretacji w poszukiwaniu ziarna prawdy. Statek ten, którego widok zwiastuje nieszczęście, a nawet śmierć, znany jest z bezkresnej tułaczki we mgle po morzach i oceanach. I na tym spójność się kończy :) Jednym z najczęściej pojawiających się tropów historii statku jest historia zaczynająca się w 1641 roku w Amsterdamie, skąd miał on wyruszyć w podróż do Dżakarty (ówczesna Batawia) pod dowództwem kapitana Handrika Van der Deckena, znanego ze swej dzielności. Nic nie wróżyło czekających na statek nieszczęść aż do Przylądka Dobrej Nadziei, który przywitał statek sztormem. Nieustraszony kapitan kontynuował podróż, nie zważając na bunt marynarzy i złe warunki pogodowe, złorzecząc Bogu i żywiołowi.
Dalej historia nieco rozmywa się, bowiem źródła wskazują na różne dalsze wydarzenia. Według jednych kapitanowi objawiła się bliżej nieokreślona istota (Bóg?), do której Van der Decken wystrzelił, co tylko rozzłościło gościa i sprawiło, że ten zapowiedział statkowi i jego załodze brak spokoju, który miał się okazać żeglowaniem bez końca. Według innej wersji, do której udało mi się dotrzeć, w obliczu żywiołu Latający Holender zaczął tonąć na skutek zderzenia ze skałami. Zdeterminowany kapitan w obliczu zbliżającej się śmierci wykrzyczał, że choćby miał żeglować po wieki, uda mu się opłynąć przylądek, czego konsekwencje znamy, bowiem finisz wszystkich historii jest podobny, związany z klątwą wiecznej żeglugi po oceanach.
Wskazałam tylko dwie z interpretacji, na które się natknęłam, a tymczasem już te budzą kontrowersje. Co ciekawe bowiem, Przylądek Dobrej Nadziei (w odróżnieniu od Hornu) nie jest raczej znany ze sztormowych warunków. Co więcej, po dziś dzień pojawiają się doniesienia z różnych stron świata od ludzi, którzy mieli widzieć Latającego Holendra (niektórzy wciąż żyją). Naukowcy utrzymują, że zgłaszane spotkania z Flying Dutchmanem są jedynie mirażami prawdziwych statków, pływających w pewnej odległości. Świadkowie jednak utrzymują, że widzieli stary żaglowiec czy galeon, a więc zdecydowanie typ jednostki zdecydowanie inny od tych spotykanych współcześnie. Czy legenda jest więc tylko legendą, czy może faktycznie z mgły wyłania się co jakiś czas przeklęty statek Van der Deckena?
Po więcej ciekawych wpisów zapraszamy na naszego bloga, a po jachty w najniższych cenach na rynku - na YACHTIC.