Podobno Bóg stworzył fale, żeby byle kto żeglarzem nie został. Geneza powstania książek podróżniczych, w tym tych marynistycznych jest zupełnie przeciwna - ma zachęcać do odkrywania, doświadczania, mierzenia się ze sobą, a przede wszystkim - zaspokajania ciekawości. Nie napiszemy jednak o literaturze fachowej i dokształcaniu się, ale o pozycjach traktowanych nie tylko jako ciekawa lektura na czas czarteru jachtu czy żeglugi, ale i na długie jesienne wieczory, kiedy nie zawsze możemy być ciałem tam, gdzie horyzont faluje, a niebo styka się z wodą. Najświeższym naszym odkryciem jest "Na oceanie nie ma ciszy" - biografia Aleksandra Doby - kajakarza, który inspiruje.
Człowiek - inspiracja - tak w skrócie można określić osobę Olka, który swoim sposobem bycia, podejściem do świata i osiągnięciami zawstydzić może niejednego dwudziestolatki, podczas gdy sam w przyszłym roku skończy 70 lat. Jak głosi tytuł książki - "Na oceanie nie ma ciszy", a jednocześnie ten sam ocean jawi się jako chyba najspokojniejsze miejsce na świecie, bo przecież to właśnie zbliżanie się do lądu budzi obawy i pozwala zaobserwować niebywały ruch, co na środku Atlantyku w przypadku Olka jest zjawiskiem niespotykanym. W tym miejscu dużą pokusą jest podzielenie się własnymi refleksjami na okołomorskie tematy, ale zostawmy je na osobny wpis.
Śledziliśmy informacje o poczynaniach Olka Doby podczas jego transatlantyckiej wyprawy, która dopiero z czasem zainteresowała media, ale dopiero książka pozwoliła nam zbliżyć się na odległość 7-metrowego kajaka "OLO", którym Doba wyruszył w swoją heroiczną podróż. Człowiek zbudowany z marzeń, pasji i determinacji oraz niebywałego optymizmu - tak wyobrażaliśmy sobie bohatera wyprawy (a jak się okazało także świata podróżników i z pewnością wilków morskich). Dzięki "Na oceanie nie ma ciszy" nasze postrzeganie Olka wzbogaciło się o dziesiątki opisanych przez niego przemyśleń, refleksji i przygód, które towarzyszyły z każdą przebywaną milą.
Bez obaw ruszyliśmy więc wraz z Dobą w podróż, która rozpoczęła się 5 października w Lizbonie, by zakończyć się pół roku później, 19 kwietnia 2014 roku na Florydzie. Poznajemy skróconą relację przedsięwzięcia z perspektywy Piotra Chmielińskiego, "dobrego ducha wyprawy" jak nazwał go sam Doba, by następnie przenieść się do domu Dobów i poczuć choć namiastkę tego, co przeżywała rodzina kajakarza. Wkrótce borykamy się już bezpośrednio z problemami, jakie pojawiają się w związku z wyprawą. Wertujemy listę rzeczy, które Olek zabrał na wyprawę (jak znalazł, gdyby ktoś chciał spróbować - choć z pewnością zbyt prędko to nie nastąpi, bo oto Olek planuje już kolejną ekspedycję) i... stajemy się nim samym. Wiosłujemy, powracamy do wspomnień z wcześniejszych wypraw, jemy liofilizaty, usiłujemy naprawiać urządzenia, robimy zdjęcia oraz odbieramy SMSy od bliskich. Wszystko z perspektywy Olka, który pozwala wejść w swoją skórę i pokonywać kolejne kartki swej biografii niczym fale, z którymi przyszło mu się mierzyć. Kartki pełne mądrości, pokory, humoru i zdań, które warto zapamiętać.
Aleksander Doba - pierwszy człowiek, Polak, który przepłynął kajakiem Atlantyk między najbardziej oddalonymi punktami na jego wybrzeżach europejskim i amerykańskim. Jak sam poprawia wypowiedzi - jemu się nie udało: "Zrealizowałem po prostu dobrze przygotowaną wyprawę. I tego też wszystkim życzę. Marzyć, a marzenia zamieniać w plany. A potem część z tych planów realizować". Czy może być lepsza inspiracja do formułowania postanowień noworocznych? Przede wszystkim trzeba nam więc marzyć i... działać, byśmy sami mogli pisać choć opowiadania z własnego życia!