Robert Redford wyrusza w samotny rejs po oceanie na 39-stopowym jachcie „Virginia Jean”. Spokojna żegluga, lekki wiatr i brak fal nie zapowiadają nagłego zwrotu akcji. Słonecznego poranka na środku oceanu dochodzi do pechowego zbiegu okoliczności, który uruchamia cały łańcuch dramatycznych zdarzeń.
Nagle samotny żeglarz zostaje wyrwany ze snu przez wodę wdzierającą się do środka jachtu. Okazuje się, że duży, czerwony kontener, zgubiony przez jeden z oceanicznych statków, bezwładnie dryfujący po oceanie, uderzył i przebił tuż nad linią wodną burtę wolno płynącej łodzi. Po załataniu dziury żeglarz odkrywa coś bardziej kłopotliwego. Woda zalała całą instalację, unieruchamiając nie tylko elektryczną pompę do odprowadzania wody, ale także uszkadzając radio i elektronikę nawigacyjną. W efekcie jacht został całkowicie odcięty od kontaktu ze światem. Na tym nie koniec. Na horyzoncie pojawia się kolejne niebezpieczeństwo. Nadciąga gigantyczny sztorm.
Osłabiona zderzeniem z kontenerem łódź trafia w wir potężnej burzy. Kilkukrotnie koziołkuje na falach. Nie wytrzymuje naporu huraganu i potężnych fal. Kiedy okazuje się, że nie uda się uratować tonącego jachtu, bohater grany przed Redforda ewakuuje się na tratwę ratunkową, bezsilnie patrząc, jak jego łódkę pochłania głębia oceanu. Korzystając tylko z sekstantu i tradycyjnych papierowych map, walczy o przetrwanie. Stara się wykorzystać prądy morskie i dotrzeć do głównych szlaków morskich, gdzie może być zauważony przez przepływające statki. Po ośmiu wycieńczających dniach zmagań na oceanie, bez wody i pożywienia, rozbitek traci nadzieję na ratunek. Wygląda na to, że wszystko zostało stracone i czeka go już tylko śmierć.
„All Is Lost” to drugie dzieło młodego amerykańskiego reżysera J.C. Chandlera. Jego debiutancki film z 2011 roku „Margin Call” (wyświetlany w Polsce pod tytułem „Chciwość”) pokazujący kulisy światowego kryzysu finansowego z lat 2007–2008 przez wiele tygodni nie schodził z ekranów. Przyniósł Chandlerowi rozgłos i uznanie na całym świecie, dzięki oryginalnemu scenariuszowi, który pokazywał pracowników jednego z banków inwestycyjnych na Wall Street, stojącego na krawędzi bankructwa, którzy walczą o przetrwanie w obliczu nadciągającego gigantycznego krachu finansowego. Jeszcze bardziej oryginalny scenariusz mamy w „All Is Lost”. Został napisany tylko dla jednego aktora, grającego rolę samotnego żeglarza. To nie wszystko. Widzowie mogę być zaskoczeni, że w filmie nie ma prawie żadnych dialogów oraz narracji. Z ekranu pada tylko kilka słów. W scenariuszu liczą się tylko trzy elementy: człowiek, jacht oraz ocean. Ważniejsza od słów jest nierówna walka samotnego bohatera o przetrwanie na otwartym morzu.
To bardzo duże wyzwanie dla odtwórcy głównej, a zarazem jedynej roli. J.C. Chandler poszukiwał wyrazistej i silnej osobowości, która mogłaby sprostać takiemu zadaniu. Po przeczytaniu krótkiego scenariusza młodemu reżyserowi postanowił zaufać Robert Redford, który podjął się zagrania żeglarza. Jeszcze jeden rzecz wyróżnia ten film. Cały obraz powstał na wodzie i nie ma w nim nawet skrawka lądu. Ekipa kręciła zdjęcia na Pacyfiku, Karaibach oraz wyspach Bahama. Tylko najbardziej wymagające sceny ze względów bezpieczeństwa zostały zrealizowane w studiu filmowym w Meksyku, gdzie znajduje się specjalny gigantyczny zbiornik wodny o wielkości kilku boisk piłkarskich, zbudowany kiedyś przez Jamesa Camerona na potrzeby „Titanica”.
Mocną stroną „All Is Lost” są zdjęcia. Reżyserowi pomagało dwóch operatorów, jeden zajmujący się filmowaniem wydarzeń na morzu, drugi specjalizujący się w kręceniu zdjęć podwodnych. Na widzach duże wrażenie mogą zrobić nie tylko ujęcia żeglarskie, lecz także zdjęcia rekinów pływających pod tratwą ratunkową Redforda. Pracę kamer tylko nieznacznie poprawiono efektami specjalnymi, które mają bardziej dodać blasku całemu obrazowi oraz podkreślić elementy tła, a nie zastępować pracę na planie filmowym. Odgłosy fal i wiatru uzupełniono starannie dobraną muzyką, która zastępuje tutaj brak dialogów. Na potrzeby filmu zakupiono trzy takie same, używane, 12-metrowe jachty CAL 39. Mimo że od 30 lat nie są już produkowane, w USA nadal są popularne. Zyskały dobrą opinię wśród żeglarzy dzięki swojej dzielności morskiej i trwałości. Jeden z jachtów przeznaczony był do zdjęć na morzu, drugi tylko do filmowania wydarzeń pod pokładem, a ostatni do najtrudniejszych ujęć, m. in. Pokazujących, jak łódka wywraca się do góry dnem podczas sztormu i jest miotana przez wielkie fale. Udział w filmie, którego akcja toczy się na środku oceanu, był dla 77-letniego Roberta Redforda sporym wyzwaniem nie tylko aktorskim, lecz także fizycznym. Aktor cały czas jest na ekranie i dźwiga cały ciężar „All Is Lost”. Samodzielnie odegrał większość najtrudniejszych scen zarówno na jachcie, jak i w wodzie. Imponująca sprawność fizyczna, zaangażowanie i poświęcenie sprawiają wrażenie, jakby miał przynajmniej 20 lat mniej. Reford sprawnie porusza się po pokładzie jachtu, steruje, naprawia zniszczenia, wypompowuje wodę ze środka kabiny i wspina się na wysoki maszt. Spędził także wiele czasu na tratwie, nawigując i łowiąc ryby. Można go zobaczyć przemoczonego do suchej nitki, zmarzniętego czy spalonego słońcem. Dzięki temu film zyskuje na wiarygodności i jest bardzo autentyczny. No i pokazuje kunszt aktorski Redforda. Samotny rejs ciągle stawia przed nim nowe wyzwania. Szuka rozwiązań i stara się przetrwać. Dzięki determinacji i inteligencji potrafi przyciągnąć widzów i utrzymać ich uwagę. Powierzenie Refordowi głównej roli przez J.C. Chandlera było strzałem w dziesiątkę. Choć znamy nazwę jachtu, nic nie wiadomo, kim jest główny bohater „All Is Lost”. Jaka jest jego przeszłość, czym się zajmuje i dlaczego wyruszył w samotny rejs przez ocean. Widz może dzięki temu odnieść wrażenie, że głównym bohaterem jest sam Redford, który wnosi do filmu swoje kilkudziesięcioletnie doświadczenie sceniczne, mądrość i charyzmę. Dzięki niemu główny bohater, doświadczony żeglarz, potrafi sobie poradzić z najtrudniejszą sytuacją na jachcie, ze spokojem przyjmuje to, co przynosi mu żegluga, nie okazuje wiele emocji i nie godzi się na porażkę. Przypomina wręcz Clinta Eastwooda z „Brudnego Harry’ego”, który ma cel, zadanie do wykonania i determinację. Wszystko to daje nadzieję, że udało się stworzyć uniwersalny film, który zainteresuje nie tylko miłośników żeglarstwa, lecz także szerszą publiczność. Po zakończeniu pierwszego przedpremierowego pokazu w maju na festiwalu w Cannes Robert Redford został nagrodzony przez widownię owacją na stojąco. Także wśród krytyków, którzy widzieli ten prawie dwugodzinny film, przeważają pochlebne opinie. Niektórzy nawet uważają, że dzięki roli samotnego żeglarza zasłużył na kolejnego Oscara. Jak zakończy się niebezpieczna przygoda Redforda na środku oceanu, będzie można się przekonać już 18 października, kiedy odbędzie się światowa premiera filmu, lub trochę później kiedy „All Is Lost” zostanie wydany na DVD.