Twardym trza być, nie miętkim, postanowiłem więc nie dać się zastraszyć skandynawskiej zimie. Sprawdziwszy prognozę pogody, odziałem się ciepło w oczekiwaniu na siarczysty mróz. Nocny, krótki i sympatyczny lot z Gdańska przebiegł spokojnie, i oto jesteśmy. Za oknami terminala lotniska Oslo-Torp dopiero zbiera się na przedświt, jeszcze szarówka nie wygasiła gwiazd, ale ruch na pasie jak – nie przymierzając – na Okęciu w godzinach szczytu. Starty i lądowania dosłownie co kilka minut, przy jednym pasie i infrastrukturze przypominającej Modlin. Mróz aż trzeszczy. Nie musimy się spieszyć, więc spokojnie jemy śniadanie i ruszamy do Sandefjordu.
Wikingowie i Słowianie
Wspominam ponurą sławę antenatów dzisiejszych Norwegów, kiedy – zmierzając do wyjścia z lotniska – co chwilę natykam się na napisy w języku polskim, informujące o rozmaitych zakazach, na przykład nie wolno wwozić żadnej żywności. Dobrze, że zjedliśmy nasze kanapki... Inna tablica informuje, że nie wolno podwozić „na stopa” nieznajomych, bo grozi za to mandat. Ciekawe, jak to kontrolują... A może to po prostu inna kultura. Autobus wahadłowy (bezpłatny) podwozi nas do kolejki, ale decydujemy się na spacer – to tylko sześć kilometrów. Temperatura spadła do -14° C, ale słońce dopiero wzejdzie, więc będzie cieplej. Śniegu jest niewiele, droga czarna, łachy lodu na poboczach zasypane żwirkiem – idzie się komfortowo, zwłaszcza że ruchu o tej porze nie ma.
Podziwiam z rzadka rozrzucone farmy – przy co drugiej padoki dla koni, na prawie każdym podwórku zakonserwowana na zimę łódź, przeważnie drewniana. Na każdym podjeździe minimum dwa samochody... Nic dziwnego, że autobus tą trasą jeździ raz dziennie. No i jest jeszcze ta kolejka, przeciętnie raz–dwa razy na godzinę, w obie strony (do Oslo i do Larviku).
Opłaciły się wyprawy wikingów, czy też może bogactwo tej krainy ma inne źródło? To przecież tutaj odnaleziono słynny okręt z Gokstad, obecnie do obejrzenia w muzeum w Oslo. Dawna farma Gokstad, na której zachowały się pozostałości Kongshaugen, czyli kurhanu, leży dziś w centrum miasteczka Sandefjord. Wtedy gmina (i parafia, co było ważne) nazywała się jeszcze Sandar i leżała nad fiordem o nazwie Sandefjord. Tradycyjna nazwa kurhanu sugeruje królewski pochówek, toteż badacze przypuszczają, że spoczął tam Olaf Geirstad-Alf, król Vestfoldu należący do rodu Yngling – pierwszej (i cokolwiek mitycznej, przynajmniej jeśli chodzi o początki) dynastii skandynawskich królów. Zgodnie z ówczesnym obyczajem pochowano go w jego okręcie wojennym i wyposażono na drogę do Walhalli. Niestety rabusie ogołocili kurhan z kosztowności i broni, zapewne niedługo po pochówku. Przypadkowe odkrycie (w 1880 r.) łodzi pod wzniesieniem na polu ornym pozwoliło poznać tajniki wikińskiego szkutnictwa i zaowocowało wysypem replik. Pierwsza z nich popłynęła – samodzielnie! – na Wystawę Światową w Chicago już w 1893 r. Obecnie w porcie w Sandefjordzie można spotkać replikę o nazwie Gaia – w sezonie wozi turystów na przejażdżki wokół fiordu. Zamontowanie w niej silnika spalinowego uwolniło wprawdzie załogę od konieczności wiosłowania, ale na mnie zrobiło to nieco dziwne wrażenie.
Kto kocha walenie?
Górujący nad parkingiem koło portu Sandefjordu mur zdobi niezwykłe graffitti – dwa ogromne, błękitne wieloryby. Dojeżdżając do portu od zachodu, musisz objechać wielkie rondo, w którego centrum stoi pomnik-fontanna. Figura przedstawia załogę welbotu podczas zmagań z płetwalem. Północna droga dojazdowa wiedzie z kolei obok Hvalfangstmuseet i nazywa się adekwatnie – Museumsgata. W samym zaś porcie uwagę przyciąga szary, smukły kształt. Nie, to nie jest okręt wojenny – to „Southern Actor”, myśliwski statek wielorybniczy, ostatni świadek masowych połowów na wodach Południowej Georgii. Wszystko tu nosi znamię Balaenoptera musculus, płetwala błękitnego – największego stworzenia, jakie kiedykolwiek żyło na Ziemi. Tak, to stąd tutejsze bogactwo. Norwedzy zawsze polowali na wieloryby, mnóstwo tych zwierząt pływało przecież niedaleko od norweskich wybrzeży. Jednak dopiero rewolucja przemysłowa XVIII w. ze swoim zapotrzebowaniem na tłuszcz spowodowała masowe polowania we wszystkich morzach świata. Wielorybnictwo stało się źródłem bogactwa.
Cały artykuł przeczytasz w Jachtingu Motorowym 1/2013. Dostęp do wersji online tutaj - 14.40 PLN.